KĄCIK RODZICA
Adaptację ułatwiają:
- Opowiadanie o zaletach przedszkola – nowi koledzy, dużo nowych zabawek, nauczycielka, która lubi dzieci, zna ciekawe zabawy, wierszyki i piosenki
- Wytłumaczenie dziecku, dlaczego będzie chodzić do przedszkola (np. rodzice chodzą do pracy i dziecko ma swoją pracę, czyli przedszkole)
- Czytanie opowiadań, których bohaterowie chodzą do przedszkola
- Rozmowy o przedszkolu z innymi dziećmi, które lubią swoje przedszkole
- Kontakt z rówieśnikami, przebywanie z innymi dorosłymi bez mamy
- Opowieści rodziców jak to było, gdy oni chodzili do przedszkola
- Uczestniczenie w zajęciach adaptacyjnych, zapoznanie z przedszkolem
- Wspólne kupowanie wyprawki dla przedszkolaka (ręczniczka, piżamki, kapci, pościeli)
- Ćwiczenie z dzieckiem samoobsługi! Dużo łatwiej adaptują się dzieci samodzielne,
niż te zależne od dorosłych
- Poświęcenie dziecku swojego wolnego czasu, wspieranie go i akceptacja
- Nie przedłużanie czasu rozstania
- Podobny rozkład dnia w domu i w przedszkolu
Adaptację utrudniają:
- Wyrzuty sumienia, niepokój rodziców, lęk o dziecko
- Nieznajomość i brak zaufania do placówki, personelu
- Brak doświadczeń społecznych dziecka w kontaktach z innymi rówieśnikami i dorosłymi
- Wyręczanie dziecka w czynnościach związanych z samoobsługą, nadopiekuńczość
- Straszenie przedszkolem, paniami w przedszkolu
- Pozostawianie dziecka od razu na cały dzień, do zamknięcia przedszkola
- Brak czasu dla dziecka, pośpiech, zdenerwowanie
- Brak zrozumienia, że rozpoczęcie nowego etapu w życiu dziecka może być dla niego bardzo trudne i związane z ogromnym stresem odreagowywanym w różny sposób
- Oszukiwanie dziecka w sprawie momentu odbioru dziecka z przedszkola
Zapraszamy do zapoznania się z prezentacją Akademii Zdrowia Przedszkolaka.
Pobierz prezentację w formacie .pdfNie powinno to być trudne gdyż fakty w takiej sytuacji są nam dobrze znane. Ważne aby przekazać je spokojnie, jasno i nie mówiąc zbyt dużo.
Nie mówimy o tym za wcześnie, szczególnie małym dzieciom, które mają zupełnie inne poczucie czasu niż człowiek dorosły. Miesiąc jest dla nich całą wiecznością. Jeśli więc dziecko nie zapyta samo, lepiej jest odsunąć oznajmienie na ostatnie miesiące.
Często zdarza się, że dziecko samo zauważa zmiany w wyglądzie, a nie rzadko w zachowaniu matki. Jeśli więc dziecko samo zapyta, jest to idealny moment aby udzielić niezbędnych informacji. Jeżeli natomiast nie zapyta, będziecie musieli w końcu sami poruszyć ten temat.
Dobrze jest nie rozniecać zbytnio nadziei i oczekiwań, np. że teraz będziesz miał się z kim bawić. Nie stwarzajmy też wrażenia, że pojawienie się noworodka to szampańska zabawa. Wskazane jest przekazanie kilku (nie za dużo!) konkretnych informacji, np. o małych rozmiarach noworodka, o tym, że jest bezradny, dużo płacze i wymaga ciągłej opieki. I nie mówimy, że będzie to chłopiec albo dziewczynka, dopóki nie mamy w tym względzie pewności.
Pamiętajmy, że tak jak w wielu innych sytuacjach życiowych, i w tej, możemy wesprzeć się literaturą (np. bajką terapeutyczną).
Na koniec najważniejsze: nie zapominajmy dać wyraźnie odczuć dziecku, które wkrótce zostanie zdetronizowane, iż ciągle jest dla nas kimś bardzo ważnym!
Aneta Wudarska
W jakim wieku uświadamiać mu jego nieistnienie?
Można zastosować strategię kierowania się stopniem ciekawości dziecka. Po prostu odpowiadamy na pytania dziecka i im więcej ono pyta tym więcej mu opowiadamy. Możemy wesprzeć się literaturą i przeczytać jakieś historie i baśnie dotyczące Św. Mikołaja. Nie bez znaczenia jest też wiek dziecka. Oczywiście im starsze dziecko tym prawdopodobnie wyższy będzie poziom realności i być może dociekliwości.
Wiele zależy też od tradycji i zwyczajów panujących w danej rodzinie.
Jeśli chodzi o uświadamianie dzieci o nieistnieniu Mikołaja to spokojna głowa, taki czas nadchodzi naturalnie i samoistnie. Przeważnie szybciej niż sami tego byśmy chcieli. Z wiekiem dzieci domyślają się pewnych rzeczy, a nawet prowadzą dochodzenie w tej sprawie. Czasami przez przypadek spostrzegają, że prezenty w nocy podrzuca np. zaspany tata a nie Mikołaj. Dużą rolę mają tutaj też rówieśnicy, szczególnie ci którzy mają starsze rodzeństwo i czasami prosto w twarz i z niedowierzaniem wykrzykują „jak to, to nie wiesz, że to rodzice a nie Mikołaj?”. Nie starajmy się na siłę i zbyt długo stwarzać iluzji, szczególnie w przypadku dzieci w wieku wczesnoszkolnym, gdyż może to przyczynić się np. do wyśmiewania przez kolegów.
Aneta Wudarska
Informacje i wskazówki dla rodziców. Zapraszamy do zapoznania się z artykułem.
Pobierz artykuł w postaci pliku .pdf
Źródło: Wydawnictwo RAABE, „Terapia pedagogiczna uczniów ze specyficznymi trudnościami w uczeniu się”
Do koszmarów sennych lub lęków związanych ze spaniem należy zawsze podchodzić ze zrozumieniem i życzliwością. Nigdy, niezależnie od tego, jak nam samym wydawałyby się one głupie i nierealne, nie wolno z nich kpić ani szydzić.
Objawy złych snów różnią się między sobą intensywnością, od cichego pojękiwania do głośnych okrzyków przerażenia, stawiających na nogi cały dom.
Jeśli nasze dziecko lęka się ciemności, co szczególnie zdarza się często w połowie 4 r.ż., to niepokój dziecka można rozproszyć, zostawiając na noc zapalone światło w przedpokoju albo ustawiając lampkę nocną. Zwróćmy uwagę by nie rzucała on ana ścianę przerażających cieni. Innym dobrym sposobem na lęk przed ciemnością, jest pozwolić dziecku, zwłaszcza w wieku ok. 4 lat, trzymać latarkę pod poduszką. Może ono ją zapalać gdy tylko zechce. Czasami wystarcza sama świadomość, że latarka jest pod ręką.
Kiedy dziecko jest starsze, często bardziej niż ciemności boi się cieni. Rzucane na ściany, łatwo mogą przybrać wygląd duchów albo włamywaczy. Nie wolno takich lęków wyśmiewać ani pomniejszać. Należy raczej wyeliminować je, np. przy pomocy zasłon. Można też przestawić łóżko, tak by cienie nie były widoczne. Jeśli nasza pociecha potrafi być racjonalistą albo jest już trochę starsza, warto spróbować po prostu wytłumaczyć, w jaki sposób takie cienie powstają i że są absolutnie nieszkodliwe.
Dziecko, które w 3 r.ż. bało się ciemności, a w wieku 3,5 lat – robaków, kiedy będzie miało lat 5,5, może bać się dzikich zwierząt, sześć – ludzi schowanych pod łóżkiem, siedem – duchów i włamywaczy.
Rodzice bardzo różnią się między sobą, jeżeli chodzi o rozmiary życzliwości, zrozumienia i pomocy, jaką gotowi są nieść dziecku, nie rzadko w środku nocy. Niektórzy, wbrew poradom specjalistów, uważają wszystkie te lęki za jedną wielką bzdurę. Gaszą światło, zamykają drzwi, a przerażone dziecko ma zachowywać się jak należy i przestać się wygłupiać. Jestem przeciwniczką takiego podejścia.
Inni starają się „dorównać” wyobraźnią swym pociechom, strzepując rzekome „robaki” za okno czy przeganiając krzykiem „dzikie zwierzęta”. Każdy z rodziców zauważył chyba, że owi koszmarni goście, „odwiedzają” tylko pokoje dziecięce. Sypialnia rodziców jest zawsze wolna od nich i tu dziecko może spokojnie zasnąć, godząc się bez oporów na późniejsze przeniesienie go do swojego łóżka w swoim pokoju.
Którykolwiek z wyżej opisanych sposobów wybierzecie, będzie lepiej dla dziecka, jeśli zrozumiecie dwie rzeczy: 1) że przeżywa ono swój lęk w sposób autentyczny, 2) że przy odrobinie pomysłowości i cierpliwości z Waszej strony większość tych lęków można szybko rozproszyć i pokonać, co z kolei może stać się cennym doświadczeniem rozwojowym.
Aneta Wudarska
Ok. 3 r.ż., czasami wcześniej, dzieci zaczynają mówić o tym, że coś im się śniło. Czasem taki maluch może się przebudzić ale przeważnie w tym wieku sny nie powodują specjalnych wstrząsów.
Trzyipółlatek może śnić dużo, czemu mogą towarzyszyć pewne lęki, ale zazwyczaj takie dziecko najwyżej krzyknie przez sen i łatwo je uspokoić.
W wieku 4 lat snów bywa mniej, ale w drugiej połowie 5 r.ż. zwiększa się zarówno ilość, jak i znaczenie. Pięciolatki najczęściej narażone są na złe sny i koszmary, burzące w nocy spokój dziecka i innych domowników.
Zwykle bez względu na to jak przerażone jest dziecko w pierwszym momencie, to łatwo je uspokoić, o ile tylko sam rodzic zachowa spokój i nie da się ponieść lękowi, że „coś się stało”. Jeżeli dziecko, pomimo przebudzenia, jest zalęknione w dalszym ciągu, można je zabrać do innego pokoju lub przemyć twarz zimną wodą. Po takim zdarzeniu pięciolatek niekiedy boi się z powrotem zasnąć i potrzebuje kojącej obecności matki. Wiek 5 lat bywa pod tym względem największym wyzwaniem dla rodziców.
W drugiej połowie 6-go r.ż. wiele dzieci budzi się i przybiega do pokoju rodziców. Po czym, opowiedziawszy swój sen i otrzymawszy pokrzepiający uścisk wraca do siebie. Inne muszą przebywać w pokoju rodziców dłużej ale przerażenie jest jednak mniej intensywne i daje się łatwiej załagodzić niż w wieku 5 lat. Jeszcze inne dzieci nie chcą wracać od własnego łóżka i będą wolały pozostać w łóżku rodziców. Znający własne dziecko rodzic będzie intuicyjnie wyczuwał kiedy to przerażenie jest prawdziwe i dziecko rzeczywiście nie powinno wracać do siebie.
Złe sny pozostają choć ich nasilanie zmniejsza się stopniowo do wieku 8 lat by w wieku lat 9 znowu się zwiększyć.
Sześciolatkom właściwe są skrajności, zarówno w świecie realnym, jak i w marzeniach sennych. Dziecko takie może śmiertelnie się przerazić pojawiających się w snach duchów i kościotrupów, a następnie dać się ukoić np. aniołom czy wróżkom. Nieraz w snach zwierzęta gryzą je i ścigają, ale ukochany pies leży pod stołem.
Ok. 7 r.ż. stopniowo, coraz mocniej zaznaczają swoją obecność sny przyjemne – dotyczące kolegów, przyjęć urodzinowych, zabaw na placu zabaw itp. Siedmiolatek potrafi rozkoszować się snami, w których bez problemu pływa czy fruwa w powietrzu. Zdarza się, że nawiedzają je złowieszcze obrazy niebezpieczeństw zagrażających rodzicom, a czasem śni im się, że toną.
W wieku 8 lat świat snu jest spokojny, a źródła koszmarów można często wykryć w przeczytanych książkach, filmach, programach telewizyjnych czy radiowych. O ile siedmiolatek nie potrafi się jeszcze przed tym bronić, to ośmiolatek już zazwyczaj wie, kiedy otworzyć książkę, zamknąć oczy w kinie, wyłączyć radio, aby nie pozwolić tym zastępczym doświadczeniom, by nawiedzały świat jego marzeń sennych. Rodzice powinni zachować czujność wobec produktów rozmaitych fabrykantów snu.
Dziewięciolatek umie obronić się przed koszmarami jeszcze skuteczniej, potrafi bowiem lepiej obchodzić niebezpieczeństwa wynikające z powiązania realnych doświadczeń ze snami. Wie np. że jeśli czyta jakąś przerażającą książkę w świetle dnia, to lepiej broni się przed jej wpływem na swoje marzenia senne, niż gdyby czytał ją przy lampce nocnej, tuż przed zaśnięciem.
W wieku 10 lat koszmary senne nie występują zbyt często, choć bywają oczywiście sny dobre i złe.
Aneta Wudarska
Wywiadu udziela Pani Aneta Wudarska – psycholog dziecięcy, specjalista integracji sensorycznej.
Czym jest integracja sensoryczna?
Integracja sensoryczna (w skrócie SI, od ang. sensory integration) to wzajemne oddziaływanie zmysłów: czucia, dotyku i równowagi, z innymi zmysłami. Jest to zachodzący w naszym mózgu proces odbierania, przesyłania i przetwarzania bodźców, w taki sposób by nasze ciało mogło odpowiedzieć właściwą do sytuacji reakcją. Np. przybraniem prawidłowego napięcia mięśniowego, odpowiednią siłą nacisku mięśni dłoni przy rozbijaniu, powiedzmy, jajka, przybraniem adekwatnej do sytuacji postawy ciała, np. przy łąpaniu piłki, rysowaniu czy skupianiu się nad zadaniem z matematyki.
Na czym polegają zaburzenia takiej integracji?
Integracja sensoryczna, równolegle z układem nerwowym, rozwija się i dojrzewa w hierarchiczny sposób. Aby osiągnąć kolejne, coraz wyższe stopnie „specjalizacji”, musi najpierw pokonać niższe poziomy. Na samej górze jest mózg – nasze „centrum dowodzenia”. Pełną integrację sensoryczną dziecko osiąga między 7. a 9. rokiem życia. Jednak aby tak się stało wcześniej musi pokonać niższe poziomy. Jeżeli z jakiegoś powodu te poziomy nie są osiągnięte albo czegoś im brakuje to późniejsze etapy są „ułomne”, przez co funkcjonowanie mózgu, a więc i całego organizmu, może być (ale nie musi!) mniej sprawne.
Po czym możemy poznać, że dziecko ma zaburzenia integracji sensorcznej?
Do najczęstszych objawów, które mogą (ale nie muszą!) zauważać rodzice i nauczyciele zaliczamy: nieprawidłowe napięcie mięśniowe, nadaktywność lub zbyt małą aktywność ruchową, nadpobudliwość emocjonalną (dziecko może mieć niewspółmierne do sytuacji reakcje emocjonalne) oraz mniej sprawną motorykę. To ostatnie objawia się np. niezgrabnością ruchową, potykaniem, niskim poziomem grafomotorycznym, niechęcią do wykonywaia prac manualnych (rysowania, lepienia itp). Takie dzieci funkcjonują jakby nie czuły granic i możliwości własnego ciała lub czuły je znacznie gorzej, z czym z kolei może wiązać się słabsza orientacja i organizacja przestrzeni wokół osi własnego ciała. Takie dzieci mają trudności w wykonywaniu zadań ruchowych na polecenia słowne. Na przykład na hasło: „obróć się plecami do okna”, reagują odwrotnie niż należy.
Objawem dysfunkcji sensorycznej mogą być także zaburzenia mowy, trudności w relacjach z innymi dziećmi, wycofywanie się z grupy, unikanie aktywności grupowych lub zachowania agresywne oraz niska samoocena.
Czy niepełna integracja sensoryczna ma jakiś związek z ADHD?
Bardzo często tak ale nie zawsze. Duża część dzieci z ADHD ma deficyty integracji sensorycznej. Nie jest to jednak to samo. Z mojej praktyki wynika, że terapia integracji sensorycznej jest bardzo przydatna dzieciom z ADHD i zazwyczaj bardzo im pomaga. Stają się wyciszone i spokojne, po pewnym czasie stosowania terapii SI zaczynają lepiej funkcjonować w życiu codziennym. W przedszkolu czy w szkole nauczyciele zauważają poprawę. Zdarzyło mi się kilka razy, że pytali oni rodziców czy dziecko zażywać jakieś leki.
Jaki charakter mogą mieć deficyty integracji sensorycznej?
Deficyty, zaburzenia, niedobory integracji sensorycznej mogą mieć charakter podwrażliwości lub nadwrażliwości.
Podwrażliwość, czyli obniżona reaktywność na bodźce, oznacza, że układ nerwowy nie zawsze rejestruje lub rozpoznaje informacje sensoryczne do niego docierające, bądź rejestruje tych bodźców za mało lub tylko niektóre z nich. W efekcie obserwuje się „nienasycony apetyt” na stymulację sensoryczną, co może przejawiać się nieodpartą chęcią ruchu lub ciągłym poszukiwaniem innych, intensywnych doznań sensorycznych. Takie dzieci mają duże zapotrzebowanie na bodźce przedsionkowe (tj. związane ze zmysłem równowagi) i np. dużo biegają, skaczą, mocno albo nawet za mocno się przytulają lub popychają innych (co może być odbierane jako zachowanie agresywne).
Przeciwieństwem podwrażliwości jest nadwrażliwość, czyli zawyżona reaktywność na bodźce. Oznacza to, że zwykłe doznania sensoryczne układ nerwowy odbiera jako bardzo intensywne i może czuć się „bombardowany” przez nie. W takich przypadkach najczęstszym, zachowaniem dziecka jest reakcja „walki” (np. zachowania agresywne) lub „ucieczki”(unikanie, wycofywanie się z pewnych sytuacji). Reakcje te mają na celu uniknięcie lub znaczne ograniczenie ilości dotkliwych bodźców. U takich dzieci może zostać zachwiane poczucie bezpieczeństwa.
Dla dzieci nadwrażliwych dużym dyskomfortem będzie na przykład ustawianie się w pary czy stanie w ciasnym rzędzie. Wówczas zostaje naruszona ich granica bezpieczeństwa. Dzieci chcąc uniknąć tej niekomfortowej dla nich sytuacji albo uciekają, rozpychają się albo są pobudzone i zdezorientowane.
Rzadko kiedy mamy do czynienia z dysfunkcjami o jednorodnym typie. Najczęściej dziecko jest skomplikowaną mozaiką w/w typów, o różnym stopniu nasilenia i niejednorodnej lokalizacji. Przykładowo: jedno dziecko może być jednocześnie podwrażliwe ruchowo i nadwrażliwe dotykowo a nasilenie tych cech może być różne w różnych strefach ciała. Dodatkowo może to ulegać nasileniu lub osłabieniu pod wpływem różnych czynników, np. stresu, pogody, sytuacji.
Czy zaburzenia integracji sensorycznej można leczyć?
Tak. Dzieci z deficytami SI należy poddać terapii SI, i im wcześniej zaczniemy tym lepiej. Należy jednak zacząć od diagnozy. Jej celem jest wskazanie obszarów deficytowych i słabych stron. Na tej podstawie można zaplanować działania terapeutyczne, dzięki którym usprawniane będą m.in. takie funkcje mózgu jak: koordynacja ruchowa, planowanie ruchu, przekraczanie linii środkowej ciała, percepcja bodźców dotykowych, kinestezja (czyli czucie ruchu) i inne.
Warto zadbać aby diagnozę przeprowadził wykwalifikowany i doświadczony terapeuta. O tym jak powinna wyglądać rzetelnie zrobiona diagnoza można poczytać na http://integracja-sensoryczna.pl/integracja_sensoryczna/diagnoza.html Wspomnę tylko, że nie powinno w niej zabraknąć testów na symptomy przetrwałych odruchów tonicznych.
Temat odruchów jest bardzo szeroki i wymaga specjalistycznej wiedzy z wielu dziedzin, neurologii, neuropsychologi, medycyny. Dlatego nie sposób go tu omówić, więcej na ten temat można znaleźć na http://integracja-sensoryczna.pl/porady/oodruchach.html. W wielkim skrócie powiem tylko, że odruchy toniczne to mechanizmy, w które wyposażony jest noworodek, gdy przychodzi na świat, by dzięki nim przetrwać. Do popularnie znanych odruchów należą odruchy: ssania, szukania, chwytania oraz wiele innych. W diagnozie SI sprawdzamy ATOS (asymetryczny toniczny odruch szyjny), STOS (symetryczny toniczny odruch szyjny) i TOB (toniczny odruch błędnikowy). Odruchy, w miarę dojrzewania układu nerwowego i integracji sensorycznej, powinny zanikać, ustępując miejsca bardziej świadomym i wyrafinowanym reakcjom, dzięki którym dziecko np. chwyta zabawkę, ponieważ tego chce, a nie dlatego, że ma odruch chwytania.
Niewygaszone odruchy są oznaką niepełnej integracji sensorycznej, utrudniają funkcjonowanie dziecka i prawidłową pracę mózgu. Dlatego tak ważne jest, by w terapii SI podejmować działania zmierzające do ich wyeliminowania.
Czy oznacza to, że gdy zauważymy u dziecka takie objawy, powinniśmy udać się z nim na terapię?
Tak, szczególnie wtedy gdy takie objawy utrudniają dziecku codzienne funkcjonowanie. Jeżeli diagnoza to potwierdzi należy zrobić plan terapeutyczny, zastanowić się co i jak ćwiczyć.
Istnieje duża potrzeba, aby we wczesnoszkolnym etapie życia diagnozować niedobory integracji sensorycznej. Zgodnie z zasadą plastyczności mózgu im wcześniej zaczniemy tym lepiej. W niektóych przypadkach wystarczają drobne działania rodziców w domu.
W jaki sposób rodzice mogą pracować z dzieckiem nad niwelacją tych braków ?
Trudno jednoznacznie stwierdzić, gdyż zależy to od indywidualnej sytuacji dziecka. Na pewno każdemu dziecku, oprócz akceptacji, miłości i poczucia bezpieczeństwa, do pełnego rozwoju potrzebny jest ruch oraz różnorodna i wieloraka stymulacja sensoryczna. Musi doświadczać różnych sytuacji ruchowych, takich jak: raczkowanie, chodzenie, grzebanie w piasku, możne nawet w błocie, turlanie się po trawie, upadanie, potykanie się itp.. Dlatego moim zdaniem, błędem jest, że już we wczesnym wieku przedszkolnym małe dzieci mają bardzo dużo zajęć „stolikowych”, „naukowych”, kosztem swobodnej zabawy, podczas której same wybierają sobie aktywność, odpowiadającą ich obecnym potrzebom rozwojowym. Trzeba być jednak bardzo ostrożnym by nie przesadzić i nie przestymulować.